Irańska delegacja na rozmowy z przedstawicielami USA w Szwajcarii wróciła do Teheranu. Negocjacje zostaną wznowione w przyszłym tygodniu, tymczasem media donoszą o rozdźwięku wśród mocarstw – Francja domaga się ostrzejszego traktowania Iranu niż Stany Zjednoczone. Czy Paryż będzie przyczyną niepowodzenia?
Po serii sprzecznych komunikatów nie doszło jednak do przedłużenia lozańskich rozmów o sobotę i niedzielę. Choć od początku było to niepewne ze względu na irański Nowy Rok (Nowruz), to w ciągu dnia pojawiały się sygnały od europejskich negocjatorów, że przedstawiciele Francji, Niemiec i Wielkiej Brytanii sobotę spędzą na rozmowach z Irańczykami.
Ostatecznie jednak irańska delegacja wróciła do Teheranu. Dlaczego? Oficjalnym pretekstem była wiadomość o śmierci matki prezydenta Hasana Rowhaniego i jej niedzielny pogrzeb (sekretarz stanu USA John Kerry złożył z tej okazji kondolencje Hosejnowi Ferejdunowi, który jest jednym z irańskich negocjatorów, a zarazem bratem i bliskim doradcą prezydenta Rohwaniego).
Is this the new Middle East? Kerry & US team consoles Rouhani’s brother over the passing of his mother. @carlbildt pic.twitter.com/Pe3qVRVJnK
— Trita Parsi (@tparsi) March 20, 2015
Jaki jest prawdziwy powód odroczenia rozmów do 25 marca (termin osiągnięcia politycznej części porozumienia mija 31 marca)? Być może to strategia negocjacyjna Teheranu, być może – jak bywało już wcześniej – delegaci postanowili bezpośrednio skonsultować się z Najwyższym Przywódcą Alim Chameneim, a być może przyczyna nie leży po stronie Irańczyków.
Sledzące negocjacje media (m.in. agencja Reutera) donoszą bowiem o narastającym rozdźwięku między Waszyngtonem a Paryżem, który tradycyjnie w Grupie 5+1 gra rolę złego policjanta. Francja bowiem – związana interesami gospodarczymi z państwami arabskimi Zatoki Perskiej – naciska m.in. na pełne przyznanie się Iranu do swoich atomowych ambicji w przeszłości, ale przede wszystkim nie chce szybkiego zniesienia – w przypadku porozumienia – sankcji nałożonych w przeszłości na Iran. Francja uważa, że jest jeszcze czas na rozmowy, co dobitnie oznajmił ambasador Francji w Waszyngtonie Gerard Araud, pisząc na Twitterze, że z Iranem negocjacje trwają od 12 lat, więc nie ma się co spieszyć z porozumienie niekompletnym.
#Iran. We have been negotiating with Iran for 12y. We shouldn’t be rushed into an agreement which will have to be comprehensive. — Gérard Araud (@GerardAraud) March 19, 2015
Jednocześnie Araud napisał, że powtarzanie, iż 31 marca to ostateczny termin porozumienia, jest „złą taktyką”. To samo uważa cytowany przez agencję Reutera dyplomata europejski (Francuz?), dla którego „ostateczny termin upływa 30 czerwca”. Problem w tym, że Irańczycy, ale i Amerykanie kilkukrotnie sugerowali już, że brak zgody do końca marca może oznaczać, że dalsze rozmowy będą bezprzedmiotowe.
#Iran. Making the end of March an absolute deadline is counterproductive and dangerous. Need all our time to finalize a complex agreement.
— Gérard Araud (@GerardAraud) March 20, 2015
Wygląda zatem na to, że amerykańska dyplomacja musi zmagać się nie tylko z Irańczykami, ale i z Francuzami. Rzecz w tym, kto się ugnie. Jeśli Francuzi „zmiękną” pod presją Waszyngtonu, będzie to strata raczej jedynie na francuskim honorze; jeśli to Amerykanie ugną się pod argumentami Paryża, efekt może być dla Teheranu nie do zaakceptowania.
– Jest jedność, jest jedność co do faktu, że chcemy porozumienia, chcemy dobrego porozumienia – zapewniała w Brukseli po spotkaniu z prezydentem Francji Francois Hollande’em i premierem Wielkiej Brytanii Davida Cameronem Angela Merkel, kanclerz Niemiec, które w sekstecie mocarstw odgrywają rolę „gołębia”.
Jedność tę będzie sondował na pewno John Kerry. W sobotę w Londynie spotyka się ze swoimi europejskimi partnerami z Grupy 5+1.
Jedna uwaga do wpisu “Matka Rowhaniego umiera, Irańczycy lecą do domu. Paryż nie porzuca roli złego gliny”