Irańczycy w Iraku są. Co do tego nie ma wątpliwości. Ich ostateczne zamiary i niejasna liczba wzbudzają jednak obawy nie tylko w Bagdadzie.

Irańskie F-4 zaobserwowano na wschodzie Iraku (IIAF)
Zaangażowanie Irańczyków w Iraku nie jest tajemnicą. Szef specjalnych oddziałów Strażników Rewolucji Al-Kuds gen. Kasim Sulejmani w ostatnich tygodniach ochoczo pozuje do zdjęć na tle uśmiechniętych irackich żołnierzy i szyickich bojówkarzy. Wiedzą powszechną jest fakt, że Irańczycy poprzez swoich wysłanników doradzają i dowodzą pośrednio milicjami walczącymi z Państwem Islamskim. Nikt w Teheranie tego głośno nie mówi, ale też nikt specjalnie tego nie ukrywa, że np. Liga Sprawiedliwych, Bataliony Hezbollahu czy Brygady Badra działają w porozumieniu i przy wspomaganiu Irańczyków.
Ale nikt nie wie dokładnie, ilu Irańczyków w Iraku jest. Teheran skromnie daje do zrozumienia, że chodzi zaledwie o garstkę pasdarów (Strażników Rewolucji), niewielką grupę oficerów. Irańczycy wyparli się też nalotów we wschodniej prowincji Diyala, które potwierdził Pentagon. I choć chętnie przyznali się do wsparcia dla Kurdów, gdy zagrożony był Kirkuk, to milczą na temat dostaw broni pomocnej w oblężeniu Tikritu.
A według doniesień miały tam trafić nie tylko pociski Fadżr-5 czy Fateh-110, ale nawet czołgi Safir, które widziano walczące „ramię w ramię” z amerykańskimi abramsami irackiej armii. W Iraku są również najprawdopodobniej irańskie samoloty szturmowe Su-25, czołgi T-60 i T-72 oraz samobieżne wyrzutnie rakietowe BM-21 Grad.
#Iraq; (US-supplied) M1A1 Abrams tank and a (Iranian-supplied) T-72S tank taking on #ISIS side by side. How romantic. pic.twitter.com/amIbqUZxIn
— Haidar Sumeri (@IraqiSecurity) March 16, 2015
O liczbie żołnierzy dotychczas jednak nikt nie mówił. Tymczasem w tym tygodniu Szachawan Abdullah, szef komitetu bezpieczeństwa i obrony irackiego parlamentu, oznajmił, że w Iraku walczą regularne oddziały irańskie. Kurd w wywiadzie dla Al-Dżaziry podał nawet liczbę ok. 30 tys. żołnierzy.
Mają oni być skupieni w Ludowym Komitecie Mobillizacyjnym (lub Ludowych Siłach Mobilizacyjnych), czyli w stworzonej latem 2014 r. pod auspicjami ówczesnego premiera Nuriego al-Malikiego parasolowej organizacji skupiającej szyickie milicje walczące z Państwem Islamskim.
Skąd wzięła się liczba 30 tys., tego Abdullah nie wyjaśnił. Można jednak przypuszczać, że jest ona zawyżona, o ile w ogóle ma coś wspólnego z rzeczywistością. Sam fakt zaangażowania Iranu w Iraku jest jednak niepodważalny. I niepokojący nie tylko dla Amerykanów (o czym później), ale i dla samych Irakijczyków.
Front page of the American magazine @TheWeek regarding common fight of #US vs #Iran‚s Gen. #Soleimani vs #IS in #Iraq pic.twitter.com/turwtgv5Nd
— Shiapulse (@shiapulse) March 25, 2015
„Perskie imperium”
Oto wiceprezydent Iraku (szyita) Ijad Alawi w wywiadzie dla Sky News oznajmił, że zaangażowanie Teheranu w jego kraju jest nie do zaakceptowania. – Robienie tego, co robią i wysyłanie oficerów, by walczyli i przewodzili, oraz deklarowanie, że Bagdad będzie stolicą perskiego imperium, jest nieakceptowalne – powiedział Alawi.

Gen. Petraeus jest zaniepokojony (ResoluteSupportMedia)
O co chodzi z „perskim imperium”? O słowa, które miał wypowiedzieć 8 marca Ali Junusi, doradca Najwyższego Przywódcy ajatollaha Aliego Chameneiego. Miał on powiedzieć podczas seminarium naukowego „Irańska tożsamość” w Teheranie, że Iran „znów jest imperium, a jego stolica jest w Bagdadzie”. I choć Irańczycy żarliwie zaprzeczali później, że takie słowa padły lub też miały inny kontekst, mleko się rozlało – w świat poszła wiadomość, że wysoko postawiony irański oficjel potwierdził najgorsze obawy Zachodu i Arabów o ekspansjonistycznych planach Teheranu. Jakby tych namacalnych w Syrii, Iraku czy Jemenie było mało.
Niepokój Petraeusa
Obawy Alawiego potwierdził człowiek, którego wiceprezydent Iraku dobrze zna – amerykański generał David Petraeus, twórca i dowódca ofensywy lat 2007-2008 w Iraku. Zdaniem Amerykanina cytowanego przez „The Washington Post”, największym zagrożeniem dla Iraku, ale i szerzej dla Bliskiego Wschodu wcale nie jest Państwo Islamskie, ale szyickie milicje i wspierający je Iran.
– Obecny irański reżim nie jest naszym sojusznikiem na Bliskim Wschodzie. Ostatecznie jest częścią problemu, nie rozwiązaniem – uważa Petraeus, według którego im bardziej będzie widoczna irańska dominacja nad regionem, tym bardziej zaogniał się będzie sunnicki radykalizm, z którego rodzą się grupy podobne Państwu Islamskiemu.
Wojskowy podkreślił, że o ile Amerykanie i Irańczycy mają wspólny interes w pokonaniu dżihadystów, to ogólne interesy obu stron są rozbieżne.
Jedna uwaga do wpisu “Ile Iranu w Iraku? Kto się boi „perskiego imperium”?”