Uścisk dłoni, który może zmienić Bliski Wschód

Od 1979 roku traktowany jak nieprzewidywalny gracz, zaliczany do sponsorów terroryzmu, czy do „osi zła” Iran powrócił w tym roku do łask. Okazało się, że w obliczu coraz bardziej skomplikowanej układanki na Bliskim Wschodzie można i trzeba z Teheranem rozmawiać i starać się go przyciągnąć. W Teheranie zorientowano się zaś, że „wielki szatan” może jest i godzien pogardy, ale trzyma rękę na kurku pieniędzy, bez których ideały Islamskiej Republiki udławią się kryzysem i buntem. W ten sposób narodził się kompromis, który zaowocował porozumieniem ws. irańskiego programu atomowego.

TEKST UKAZAŁ SIĘ NA PORTALU TVN24.PL JAKO CZĘŚC PODSUMOWANIA ROKU 2015

Wybrany w 2013 r. na prezydenta Hasan Rowhani, pragmatyczny konserwatysta jakże odmienny w obyciu od grożącego cyklicznie podpaleniem całego regionu Mahmuda Ahmadineżada, za  celem (z oczywistym błogosławieństwem wszechmocnego Najwyższego Przywódcy tej teokracji ajatollaha Aliego Chameneiego) postawił sobie zakończenie izolacji Iranu i doprowadzenie do zniesienia sankcji nałożonych przez mocarstwa w odpowiedzi na atomowe zapędy Teheranu.

Bo choć Iran zapewniał, że jego program atomowy ma charakter wyłącznie cywilny, trudno było wierzyć Teheranowi na słowo. Jak rzadko kiedy stali członkowie Rady Bezpieczeństwa ONZ byli zgodni, że nowy członek atomowego klubu nie jest pożądany i wspólnie postanowili zmusić Iran do  przejrzystości. Wprowadzane przez lata sankcje powoli paraliżujące irańską gospodarkę były tego narzędziem. W końcu Chamenei postanowił, co Rowhani wykonał, że czas na dialog, najpierw tajny za pośrednictwem Omany z USA, a potem otwarty z tzw. Grupą 5+1 (USA, Rosja, Chiny, Wielka Brytania, Francja oraz Niemcy). Zmierzano z jednej strony do uwolnienia Teheranu od obciążeń, z drugiej do zainstalowania bezpieczników gwarantujących pokojowy charakter programu atomowego Teheranu.

Rozmowy, które nabrały tempa wraz z wraz z prezydenturą Rowhaniego nie były jednak łatwe. Choć dosyć szybko, już w 2013 roku, podpisano tymczasowe porozumienie, a rok 2014 miał być świadkiem porozumienia ostatecznego, to jednak tak się nie stało. Obie strony grały ostro w negocjacyjne karty, do tego doszły rozgrywki między mocarstwami G5+1, a także wewnętrzna polityka Iranu (Rowhani kontra twardogłowi krytycy otwarcia na świat plus problemy gospodarcze), co razem dało koktajl, który uniemożliwił sukces negocjacyjny roku 2014. Rozmowy przedłużono o kolejne miesiące z nadzieją, że zakończą się one ostatecznym i trwałym porozumieniem.

Strony dały sobie czas do 31 marca na osiągnięcie konsensusu co do głównych punktów, które w następnych miesiącach miały obrosnąć konkretnymi uzgodnieniami szczegółowymi. „Kluczowe parametry” uzgodniono jednak dopiero w Lozannie 2 kwietnia, a i wtedy nie było do końca jasne, jaka jest gwarancja, że zaowocują one finalną umową. Szef irańskiej dyplomacji Mohammad Dżawad Zarif studził entuzjazm i zastrzegał, że „nadal nie jesteśmy tam, gdzie chcielibyśmy być”, a prezydent USA Barack Obama zastrzegał, że „nic nie jest uzgodnione, dopóki wszystko nie jest uzgodnione”. Sprawę komplikował fakt, że opublikowane przez Amerykanów zestawienie (fact sheet) będące podstawą osiągniętego porozumienia ramowego, jak przekonywali Irańczycy, nie było dokumentem obowiązującym, a jedynie amerykańską interpretacją efektów lozańskich rozmów.

Chamenei postawił kropkę nad i

Oficjalnie na zakończenie rozmów odczytano jedynie „wspólne oświadczenie” Zarifa oraz Federiki Mogherini, Wysokiej Przedstawiciel Unii Europejskiej, która to formalnie przewodzi negocjacjom, w sprawie „kluczowych parametrów” Wspólnego Pełnego Planu Działania (Joint Comprehensive Plan of Action, JCPOA). Oświadczenie było pełne ogólników.

Konkrety miały się zmaterializować do 30 czerwca. Ale ostatnia doba rozmów okazała się trwać  jeszcze dłużej niż 48-godzinna lozańska. W Wiedniu „ostatni dzień” przedłużył się do dni 14. W tym czasie mieliśmy wszystko, co powinno znaleźć się w dobrym politycznym thrillerze: ministrowie  poszczególnych państw wyjeżdżali i wracali, nadzieje na sukces poddawane były nieustannej huśtawce nastrojów, negocjatorzy grozili zerwaniem rozmów, robiono dobrą minę do złej gry, dochodziło nawet do otwartych kłótni między szefami amerykańskiej i irańskiej dyplomacji. Zza kulis wszystko komplikował jeszcze Najwyższy Przywódca Iranu ajatollah Ali Chamenei oraz amerykańscy republikanie przeciwni porozumieniu. Wojna nerwów trwała przez setki godzin.

Dopiero 14 lipca ogłoszono sukces, który zaakceptowały wszystkie strony negocjacji. – Wdrożenie nuklearnego porozumienia może stopniowo eliminować brak zaufania między stronami. Jeśli mocarstwa będą przestrzegały umowy, Iran również będzie wypełniał swe zobowiązania – zadeklarował prezydent Iranu Hasan Rowhani. – To do czego dziś doszło, kończy niepotrzebny kryzys; dotarliśmy do historycznej chwili. Nie jest to wyczerpujące porozumienie dla wszystkich stron, ale jest najlepszym kompromisem jaki mogliśmy obecnie osiągnąć – powiedział szef MSZ Iranu Mohammad Dżawad Zarif.

– To decyzja, która może doprowadzić do nowego rozdziału w stosunkach międzynarodowych i pokaże, że dyplomacja, koordynacja i współpraca mogą przezwyciężyć dekady napięć i konfrontacji – powiedziała z kolei szefowa unijnej dyplomacji Federica Mogherini Mogherini.

– To porozumienie pokazuje, że amerykańska dyplomacja może dokonać prawdziwej zmiany. Ponieważ negocjowaliśmy z pozycji siły i kierując się naszymi zasadami, zatrzymaliśmy zagrożenie szerzenia się broni nuklearnej w regionie – powiedział prezydent USA Barack Obama w specjalnym wystąpieniu przed Białym Domem. Świat odetchnął z wielką ulgą – skomentował prezydent Rosji Władimir Putin. „Wystarczająco solidne” – tak porozumienie scharakteryzował szef francuskiej dyplomacji Laurent Fabius. – Umowa zwiększa bezpieczeństwo całego świata, regionu, a przede wszystkim sąsiadów Iranu – to z kolei szef niemieckiej dyplomacji Frank-Walter Steinmeier.

Iran zrobił już wszystko

W Teheranie zapanowało szaleństwo radości. Spragnieni porozumienia, przeważnie młodzi Irańczycy, wylegli na ulice, by celebrować wiedeński kompromis. Dla nich oznacza on nie tylko uchylenie okna na świat, ale także wymierne korzyści. Odblokowane po zniesieniu sankcji dziesiątki miliardy dolarów i zachęceni ociepleniem zachodni inwestorzy mają przyczynić się do rozwoju kraju, który inwestycji potrzebuje jak mało który. Wszak o to właśnie chodziło, gdy Rowhani obiecywał zakończyć izolację: o dumę i pieniądze.

Nie wszyscy jednak Irańczycy rozpływali się w zachwytach nad duetem Rowhani-Zarif. Chociaż Chamenei pobłogosławił negocjacje i zaakceptował ich efekt (w irańskim systemie politycznym bez jego zgody nie może wydarzyć się prawie nic), to jednocześnie zawsze omawiając postępy rozmów dawał do zrozumienia, że jest wobec nich zdystansowany. To ukłon w stronę twardogłowych irańskich polityków, z potężną Gwardią Rewolucyjną na czele, dla których układ z Zachodem oznacza nie tylko ideologiczne ustępstwo, ale też zagrożenie dla złotych interesów prowadzonych przez kontrolowane przez nich firmy w ramach izolowanej, quasipaństwowej irańskiej ekonomii. Choć Chamenei jest postacią potężną, musi dbać o to, by żadna z grup establishmentu nie zyskała na zbytniej popularności, a wspieranie „obu nóg” systemu – twardogłowych i pragmatyków – to jego sposób na zachowanie stabilności kraju. Dlatego ajatollah 14 lipca nie rozpływał się w uśmiechach, a Amerykanie pozostaną dla niego oficjalnie „wielkim szatanem”.

Co takiego ustaliły mocarstwa z Iranem?

Strona irańska zapewniła, że pod żadnym pozorem nie będzie dążyła do wejścia w posiadanie broni nuklearnej. Porozumienie stanowi m.in., że Iran będzie mógł kontynuować prace naukowo-badawcze nad wzbogacaniem uranu przez pierwsze 10 lat obowiązywania porozumienia tylko w taki sposób, aby nie powiększać zasobów wzbogacanego uranu. Określono konkretne typy wirówek, które będą mogły być wykorzystywane oraz dopuszczalny stopień wzbogacenia. Liczba wirówek do wzbogacania uranu w Iranie na najbliższe 10 lat zostanie ograniczona z 19 tysięcy do 6 tysięcy. Górną granicę wzbogacania uranu określono na 3,67 proc. Do produkcji bomby atomowej potrzebne jest 90 proc. Zakaz gromadzenia zapasów Szczegółowo określono zasady gospodarki uranem, w tym sprzedaży nadwyżek, importu rudy uranu itp. Irańskie zasoby wzbogaconego uranu zostaną na 15 lat drastycznie zredukowane z obecnych prawie 12 ton do 300 kg. Porozumienie przewiduje przebudowę reaktora ciężkowodnego w Araku, akcentując, że nie będzie tam wytwarzany pluton w postaci umożliwiającej wykorzystanie do produkcji broni. W ciągu 15 lat w Iranie nie powstaną kolejne reaktory ciężkowodne i kraj ten nie będzie gromadził zapasów ciężkiej wody. Przez 15 lat Iran nie będzie przetwarzał zużytego paliwa jądrowego ani nie podejmie budowy obiektu umożliwiającego takie przetwarzanie. Porozumienie głosi, że Iran nie zamierza tego robić także po tym okresie.

Porozumienie szczegółowo określa zasady kontroli Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (MAEA) w irańskich obiektów nuklearnych, akcentując zobowiązanie Teheranu do zapewniania dostępu i udzielania wszelkich informacji. Monitorowanie produkcji Uzgodniono mechanizm, w ramach którego Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej może uzyskać dostęp do podejrzanych obiektów nuklearnych w Iranie w ciągu 24 dni. Dotyczy to także obiektów wojskowych; w kwestiach spornych ma rozstrzygać powołana w tym celu komisja.

Wendy Sherman zakończyła pracę w Departamencie Stanu w październiku

Przewidziano m.in. długoterminową obecność MAEA w Iranie i monitorowanie przez tę agencję przez 25 lat całej produkcji koncentratu rudy uranu w tym kraju i koncentratu uzyskanego z innych źródeł. ONZ-owskie embargo na broń będzie przedłużone o pięć lat. Embargo na dostarczanie Iranowi wyrobów, które mogłyby być wykorzystane do programu rakiet balistycznych pozostanie w mocy przez osiem lat. Sankcje gospodarcze nałożone na Iran będą znoszone stopniowo.

Jednym z warunków wprowadzenia w życie układu była decyzja MAEA ws. przeszłych wysiłków Iranu w zdobyciu bomby. 15 grudnia inspektorzy Agencji zakończyli śledztwo z dwuznacznym wynikiem. Za raportu MAEA wynika, że do końca 2003 roku w Iranie trwały „skoordynowane wysiłki”, które miały doprowadzić do skonstruowania własnej bomby atomowej, ale działania te nie wyszły poza zakres prac badawczych i studiów wykonalności, a także poza nabycie pewnych umiejętności i zdolności technicznych. Część tej działalności miała być kontynuowana po roku 2003, ale brak wiarygodnych informacji o ich kontynuowaniu po roku 2009.

MAEA musi jeszcze potwierdzić, że Iran realizuje swe zobowiązania dotyczące redukcji programu nuklearnego, wtedy zaś nastąpi stopniowe znoszenie sankcji. Pierwsze pozytywne kroki Iran już wykonał, rozpoczynając demontaż wirówek i wysyłając do Rosji zapas nisko wzbogaconego uranu, co z zadowoleniem przyjęli Amerykanie.

Jednocześnie jednak Iran wydaje się testować zachodnią dyplomację, przeprowadzając próby pocisków balistycznych, czego zakazuje rezolucja Rady Bezpieczeństwa ONZ z czerwca 2010 roku. Zgodnie z oczekiwaniami, choć próby takie zostały skrytykowane, nie wyciągnięto poważnych konsekwencji – nikomu nie zależy, by tak długo oczekiwane porozumienie zaprzepaścić z powodu „zaledwie” jednej rakiety.

Dla kilku regionalnych graczy takie posunięcia Iranu stanowią jednak dowód na to, że Teheran oszukał mocarstwa, a porozumienie wykorzysta wyłącznie do promowania agresywnej polityki  na Bliskim Wschodzie. Region może stać się jeszcze bardziej niebezpieczny – tak zareagowała Arabia Saudyjska po ogłoszeniu porozumienia. Nic dziwnego. Rijad od dawna prześladuje mniej lub bardziej uzasadniona wizja perskiej inwazji i dominacji, a strach wzmaga mniejszość szyicka w ich kraju czy szyici w sąsiednim Bahrajnie i Jemenie. W tym ostatnim kraju Saudowie prowadzą otwartą wojnę przeciwko postrzeganym jako sojusznicy Iranu Hutim. Oficjalnie ich celem jest przywrócenie władzy prawowitemu prezydentowi, nieoficjalnie to wojna z Teheranem o kolejny kawałek ziemi. Kolejny, bo taką zdalną wojnę – poprzez wspieranie rywalizujących stron – Saudyjczycy prowadzą z Irańczykami w Syrii, gdzie w krwawej wojnie domowej zginęły już dziesiątki tysięcy ludzi. Teheran nie zamierza odpuścić wsparcia dla reżimu Baszara el-Asada, w czym znalazł oparcie Rosji, a Rijad nie zamierza zaprzestać wspierania rebeliantów.

Zachwycony porozumieniem nie jest również Izrael. Premier Benjamin Netanjahu od początku próbował nie dopuścić do jego podpisania, ryzykując nawet poważne spięcie z Białym Domem, czego dowodem było jego wystąpienie w Kongresie USA 3 marca. Izraelczyk wystąpił w nim na zaproszenie przeciwnych rozmowom z Iranem republikanów. Netanjahu przypomniał wtedy, że Izrael uważa, iż porozumienie zagraża jego bezpieczeństwu i nie zapobiegnie uzyskaniu przez Iran broni nuklearnej. Porównał nawet Iran do tzw. Państwa Islamskiego, ale bez rezultatu.

Nie dość, że na przekór Tel Awiwowi, do porozumienia doszło, to jeszcze republikanie, choć umowa z Białym Domem dawała im taką możliwość, nie zdołali zablokować na Kapitolu jej wdrożenia. Argumenty Obamy okazały się silniejsze, a demokraci skupieni wokół Białego Domu okazali się wyjątkowo zdyscyplinowani, w efekcie Waszyngton nie przekreślił tego, co sam wynegocjował, a co stało się np. w przeszłości udziałem Ligi Narodów.

Zarif ma się z czego cieszyć

Co dalej?

Wiedeńskie porozumienie jest niewątpliwie zwycięstwem dyplomacji jako sposobu rozwiązywania sporów. Trudno powiedzieć, byśmy przykładów takich rozwiązań bez uprzedniej wojny mieli w historii nadmiar. Oczywiście trudno dzielić skórę na niedźwiedziu i ogłaszać bezapelacyjny triumf pokoju, skoro ważna będzie implementacja umowy, a jeszcze ważniejsze jej przestrzeganie przez Iran.

Dla tego kraju porozumienie z Grupą 5+1 to prawdziwy sukces, ale i wyzwanie. Zapewne popłyną do Iranu wielomiliardowe inwestycje, ale w przytłaczającej mierze będą one przeznaczone dla sektora naftowego, gazowego, ewentualnie budowlanego (co ciekawe Iranowi brakuje np. cementu), jednym słowem na wielkie inwestycje. Prawdziwym przełomem byłyby jednak zagraniczne inwestycje w przemysł lekki, spożywczy, czy usługi, czyli coś, czego zwykli Irańczycy, i to nie tylko w Teheranie, mogliby dotknąć, co mogłoby ich związać ze światem zewnętrznym trwale.

Jest też pytanie, czy Irańczycy zobaczą w swoich portfelach pieniądze z rozwoju gospodarki, która po uwolnieniu się od sankcji ma według niektórych wyliczeń rosnąć od 5 do 8 proc. rocznie? Czy też może, jak to często bywa, na porozumieniu wzbogaci się jedynie wąska grupa przedsiębiorców i związanych z reżimem firm państwowych i quasipaństwowych?

Kilka tygodni po wiedeńskim porozumieniu do Teheranu ruszyły prawdziwe pielgrzymi zachodnich delegacji, które niemalże na wyścigi starały się zapewnić swoim krajowym firmom intratne kontrakty z Irańczykami. W Iranie pojawili się Brytyjczycy (którzy przy okazji otworzyli ponownie swoją ambasadę), Niemcy, czy Francuzi, ale też mniejsi gracze jak Polska, Węgry czy Austria. Każdy chce wykroić dla siebie jak największy kawałek irańskiego tortu, choć tak naprawdę nie został on jeszcze upieczony, a na potencjalnych inwestorów w Iranie czeka wiele przykrych niespodzianek i przeszkód jak choćby wciąż obowiązujące, niezwiązane z programem atomowym sankcje amerykańskie.

A Iran nie rzuci się o tak w objęcia Zachodu za miliardy dolarów. Pieniądze owszem przyjmie chętnie (choć z racjii historycznych te amerykańskie i brytyjskie mniej entuzjastycznie od niemieckich czy francuskich), ale wektora swojej polityki zagranicznej nie zmieni. A prowadzi on gdzieś pomiędzy Wschodem a Zachodem (w końcu Iran to tzw. państwo niezaangażowane), co oznacza, że także stosunki z Rosją będą traktowane bardzo pragmatycznie. Teheran nie będzie już teraz elementem gry Moskwy z Zachodem w takim stopniu, w jakim był do tej pory, ale też nie odetnie się od niej całkowicie – potrzebuje np. rosyjskiego know how w kwestii cywilnej energetyki jądrowej. W kwestii lotnictwa czy gazu i ropy Rosja będzie musiała jednak toczyć ostry bój z zachodnimi mocarstwami. Na marginesie warto zauważyć, że Moskwa już próbuje rozegrać porozumienie do swoich celów, ogłaszając, że wraz z dogadaniem się Waszyngtonu z Irańczykami bezcelowa staje się amerykańska tarcza antyrakietowa, której elementy mają stanąć m.in. w Polsce. Władimir Putin też już oczywiście w Teheranie był.

Nie należy się też łudzić, że uwolnione po zniesieniu sankcji miliardy dolarów zamrożonych na  kontach (ok. 100 miliardów) trafią tylko i wyłącznie na reformy gospodarki, poprawę warunków życia Irańczyków, czy niezbędną modernizację infrastruktury. Część z tych funduszy z pewnością zasili skarbce libańskiego Hezbollahu, jemeńskich Hutich, szyickich milicji w Iraku, Baszara el-Asada w Syrii, czy też budżet oddziałów Al-Kuds operujących od Nadżafu po granicę z Izraelem.

Iran nie zrezygnuje bowiem ze swojej „wyjątkowej” – jak to sam określa – roli w regionie, tym bardziej wobec wrogiego środowiska wokół: dżihadystów z tzw. Państwa Islamskiego w Iraku a być może i Afganistanie, czy Arabii Saudyjskiej. Polityka zagraniczna Iranu nie była przedmiotem negocjacji i nikt nie łudził się, że diametralnie coś w tej kwestii się zmieni, a Teheran z dnia na dzień porzuci Asada i przetnie więzy z proirańskimi milicjami na całym Bliskim Wschodzie. Taka zmiana, jeśli w ogóle prawdopodobna, możliwa jest jedynie przy zmianie Najwyższego Przywódca, nie teraz. Doraźnych, taktycznych rozmów wykluczyć jednak nie można.

Porozumienie może też mieć wpływ na wewnętrzną irańską politykę. W lutym Irańczycy pójdą do urn wybierać nie tylko parlament, ale i Zgromadzenie Ekspertów, ponad 80-osobowe ciało odpowiedzialne za wybór i nadzór nad działaniami Najwyższego Przywódcy, czyli najważniejszej osoby w islamskiej republice. Biorąc pod uwagę, że Chamenei ma już 76 lat, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że to wybrani w 2016 roku Eksperci dokonają wyboru nowej głowy państwa. W tej sytuacji pragmatyczni konserwatyści skupieni wokół Rowhaniego liczą na to, że ich opromieniony sukcesem dyplomatycznym i zniesieniem sankcji obóz zdobędzie większość i w parlamencie, i w Zgromadzeniu, co da mu większy niż dotychczas wpływ na państwo.

Na razie karty w Iranie rozdaje jednak ajatollah Ali Chamenei, ale dużo wskazuje na to, że podjęte w tym roku przez niego decyzje mogą zasadniczo wpłynąć na historię nie tylko Iranu i regionu, ale i świata. Fundament atomowego porozumienia rzeczywiście wygląda bowiem solidnie. Owtartym pytaniem jednak pozostaje, jak trwały będzie powstający na nim gmach.

TEKST UKAZAŁ SIĘ NA PORTALU TVN24.PL JAKO CZĘŚC PODSUMOWANIA ROKU 2015

5 uwag do wpisu “Uścisk dłoni, który może zmienić Bliski Wschód

Skomentuj